Chodzili do tego samego liceum, choć do różnych klas. Ona – od początku była jakaś inna. On – również odstawał od reszty.
Nie, nie byli jakoś strasznie bogaci albo koszmarnie biedni. Byli zwyczajni, średni. Nie ubierali się też jakoś supermodnie. Wyglądali tak, jakby chcieli wtopić się w tłum. Nie byli wreszcie jakoś wybitnie urodziwi. Byli raczej przeciętni.
Ktoś z bujną wyobraźnią mógłby powiedzieć, że byli idealnymi kandydatami na tajnych agentów. Prawda była jednak taka, że pomimo tej „nijakości”, ewidentnie mieli w sobie to „coś”, co nie dawało innym spokoju. Mieli w sobie tajemnicę, która dość szybko wyszła na jaw.
Chodzili do liceum, które w przeróżnych rankingach od zawsze lądowało na podium. Było uważane za elitarne i to w skali całego kraju. Kiedy więc pojawili się w nim po raz pierwszy ze swoją ostentacyjną wręcz zwyczajnością, niemal nikt ich nie zauważył.
Od samego początku byli doskonałym tłem dla swoich koleżanek i kolegów: bogatych, świetnie ubranych, przybywających do szkoły drogimi skuterami i samochodami, wyjeżdżających na ferie i wakacje na drugi koniec świata.
A jednak to oni swoim zachowaniem każdego dnia, kawałek po kawałki „kradli show” całej reszcie.
Co takiego robili? Z jednej strony – nic
takiego. Z drugiej – wszystko (tyle że na opak).